Z Polski w Europę
Apr 13 – 17, 2023
Mateusz Fiszer (Owner)
Michał Zatorski
Darek Mróz
Darek średni
Anna Golik
Mikolaj Fischer
Wu En
Krzysztof Dąbrowski
Dariusz Jodlowski
Remi Lemańczyk
Waldek Reszelanin
W czwartek przyjechali. Przyjechali długo wyczekiwani goście. Przywitanie, żarcie, pogaduchy przy szklaneczce. Długie rozmowy. Do łóżek wygania nas cichutkie pochrapywanie Ani. W piątek do pracy. Jednak od wczesnego popołudnia jestem znowu do ich dyspozycji. Szybki obiad bo o 18:00 jesteśmy umówieni z Pawciem. Młody, miły człowiek zjawia się w swoim czasie i ponownie zjadamy coś drobnego rozmawiając. Ania z Remim opowiadają o swoich planach na najbliższą przyszłość. Paweł to weteran długich, samotnych podróży. Ja na takową nie jestem mentalnie przygotowany. Jednak słucham zafascynowany. Czas mija szybko pora się pożegnać. Już dawno byliśmy umówieni na choć krótki kawałek wspólnej szlajanki. Dlatego w sobotę niespiesznie wyruszamy. Remi życzy sobie obejrzeć słynny lokalny pomnik. Ania potrzebuje mleka. I tak sobie jeździmy nie ruszając się z miejsca. Jeszcze tylko drobne zakupy i jest już po dwunastej. W końcu ruszamy. Kierujemy się na Dynów. Pod kołami znika asfalt opłotków. Dojeżdżamy do Błażowej gdzie mamy obejrzeć kirkut. Gdy już jesteśmy na gruntówce nadchodzi soczysty grad z deszczem. Robimy obrót o 180 stopni i lądujemy na zadaszonej scenie w parku. Zaraz też pojawia się miejscowy zespół kompanów dobrej zabawy. Ekolog, Kieliszek i Czesław. Proponują po łyczku. Grzecznie odmawiamy, a Remi podejmuje filozoficzne dysputy z Czesławem, miłośnikiem słoni. Gdy dowiaduje się w jak daleką podróż się wybierają bardzo mu się to podoba. Ma tylko jedno “ale” mogą jeździć wszędzie tylko nie do Niemiec. Niemcy są źli i tyle. Nie ma na to żadnych argumentów. No to obiecuje, że nie będzie i możemy jechać dalej (byle nie do Niemiec). Przed nami już naprawdę widokowo i pusto. Momentami robi się nawet ciepło. Przejeżdżamy kładkę w Warze na Sanie. Ania z Remim jadą prosto na nocleg. Ja chcę zobaczyć cerkiew w Uluczu. Droga bardzo sympatycznie wije się wzdłuż Sanu. Cerkiew urokliwie położona na wysokim wzgórzu. Sama w sobie też zachwyca. Jednak nie mam zbyt wiele czasu na delektowanie. Już późno. Przede mną ostatnie 10 km. Gdy docieram na miejsce jestem ciut zaskoczony rozmachem zabudowań. Dwie spore bliźniacze wiaty. Do tego również spore zadaszenie z paleniskiem i kaplica. Ta ma niewątpliwą zaletę w postaci drewnianej podłogi i sporej ilości miejsca pod dachem. Ma też i wady, ale to okaże się rano. Jak wielkie jest moje zaskoczenie gdy w jednej z wiat widzę znajomą postać Miśka. Chłopak jest przemoczony i zziębnięty. No to siadamy przy ogniu. Grzejemy stopy i dłonie. Z każdą minutą morale rośnie. Parę kropel na pokrzepienie i zabicie smaku. Przyda się w końcu robimy kiełbę z kija. Nad ogniem ląduje również boczek i grzaneczki z serem. Powoli się rozleniwiamy. Chyba przyszła pora żeby się rozciągać w ciepłych śpiworach. Śpię spokojnie i słodko. Nad ranem prawie jak u Fredry: “Remi sobie jeszcze smacznie chrapie, a tu z powały coś mu na nos kapie”. Zaczęło regularnie padać z dachu pod dachem. To chyba jakaś dziwna kondensacja. No i o 6:15 trzeba było się przenieść. Po spaniu się zrobiło. Może i dobrze bo wstaje cudowny dzień. Śniadanko i inne takie tam inne poranne. Misiek żegna się z nami, a następnie my z wiatami. Zacne miejsce. Gorąco polecam. Kilka kilometrów nostalgicznej Polski i docieramy do Piątkowej. Tam przepiękna cerkiew pw. Św. Dymitra. Chwila zadumy i w drogę. Jedziemy ostrożnie i dobrze bo po drodze spotykamy Chewbacca. Toczymy się niespiesznie bo nie warto cisnąć w korby. Jest tak, … tak jak powinno być. Po drodze przy Belwederze pijemy kawę i urządzamy sobie sesję zdjęciową. Kierunek Pruchnik. Wiem o tym, że jest tam przepiękny rynek z ciekawymi domami podcieniowymi. Zaskakuje mnie za to deskal autorstwa Andrejkowa. Lokalne sklepiki oferują drugie śniadanie. Zajmujemy przystanek i jemy to co szef kuchni poleca. Ruszamy dalej. Przed nami fest góra. Pokonujemy ją i za chwilę jesteśmy w Jarosławiu. Jedziemy na rynek. Kupuję bilet na pociąg i zostaje nam jeszcze wspólne półtorej godziny. No to może by coś zjadł? Tak robimy i powolutku się rozjeżdżamy. Żegnamy się. DZIĘKUJĘ TO BYŁ DOBRY CZAS. ps. W kontakcie
Add photos
Select people & pets
Create an auto-updating album
Select photos
Tip: Drag photos & videos anywhere to upload
Say something
Say something